Wegański bulion z orientalną nutą
Nic tak nie stawia na nogi jak rosół. Rosół jednak nie musi być równoznaczny z zupą na mięsie. Przepis, którym chcę się z wami tym razem podzielić był testowany wielokrotnie, zarówno na zatwardziałych mięsożercach jak i na wegetarianach. Posmakuje każdemu, kto lubi rozgrzewający, orientalny powiew w kuchni.
Składniki (na 5- 6 porcji):
- 1200ml bulionu warzywnego
- 200g makaronu (ramen, won ton lub grubego, ryżowego)
- 1 duża cebula
- 100g pędów bambusa
- 1/3 opakowania mrożonej mieszanki chińskiej
- 10-12 łyżek sosu sojowego jasnego
- 5-6 łyżek sosu sojowego słodkiego
- 2 łyżki octu ryżowego
- łyżka oleju sezamowego
- 1/2 pęczka dymki
- 3 ząbki czosnku
- 1 suszona chilli
- imbir świeży (kawałek wielkości kciuka)
- 200g tofu
- łyżeczka cukru
- łyżeczka oleju do smażenia
Składników jest pozornie dużo ale dzięki temu otrzymamy płynny, pełnowartościowy obiad. Modyfikować dodatki można dowolnie, najważniejsze to nadać odpowiedni aromat bulionowi. Pytanie pierwsze: czy bulion może być z kostki? Odpowiem brutalnie: nie, nie może – „rosoły” z kostki są ubogie w smak i warzywa oraz zbyt słone. Potrzebujemy domowego, warzywnego bulionu bez grama soli (bo dodajemy mnóstwo sosu sojowego).
Wyciągam bryłę bulionu z zamrażalnika, przekładam do garnka, rozpuszczam na średnim ogniu. Gdy zawartość gara w większości stanie się płynna dorzucam pokrojony na kilka kawałków czosnek, imbir w plastrach, papryczkę (kto się boi ostrości wysypuje pestki do zlewu) i podgrzewam jakieś 30 minut. Zupa ma się zagotować, pogotować z dodatkami, przejść imbirem, czosnkiem i chilli.
Gdy gotujemy bulion od zera czosnek i imbir dodajemy gdy warzywa są już miękkie. Bulion wzbogacony dodatkami gotujemy jeszcze ok. 20 minut.
Gdy nasz bulion się rozmraża/gotuje kroimy w cienkie piórka cebulę, dymkę dość grubo, pod skosem. Na odrobinie oleju arachidowego przesmażamy cebulę, po chwili dodajemy mrożonkę chińską, odsączone z zalewy pędy bambusa, podlewamy łyżką sosu sojowego, zestawiamy z ognia i dodajemy dymkę (dopiero teraz, żeby nie sflaczała).
Bulion cedzimy przez sito, do gorącego wrzucamy kluchy (ja używam koreańskiego makaronu do ramen – nie mięknie zanadto gdy zupa spędza noc w lodówce). Możecie użyć wonton’a (kluchy jak z zupce chińskiej) lub wstążek makaronu ryżowego. Do garnka (stawiamy go na małym ogniu) dorzucamy zawartość patelni i doprawiamy sosami sojowymi, octem, olejem sezamowym i cukrem. Nie bójmy się przypraw – nie mamy w bulionie soli, doprawiamy tak aby pozbawione smaku tofu, nie doprawione warzywa i makaron połączone z wywarem nabrały charakteru. Gdy makaron zmięknie przelewamy zupę do talerzy, dorzucamy pocięte w cienkie paski tofu (lepiej nie wrzucać go bezpośrednio do garnka – może się rozpaść). Zupę dekoracyjnie posypujemy świeżą kolendrą lub ziarnami sezamu.
Uwaga na koniec: jeśli potrawa ma spędzić noc w lodówce i zostać podana następnego dnia to makaron powinien być wciąż twardawy gdy zestawiamy garnek z ognia – najlepiej wrzucić go na sam koniec. Można też namoczyć makaron owego dnia następnego, bezpośrednio przed podaniem – podgrzewamy zupę i wrzucamy odcedzony, miękki makaron. Wolę jednak dodać kluchy od razu, przy gotowaniu – łatwiej się operuje przyprawami gdy wszystkie składowe bulionu są już w garnku i nic nam nie zmieni smaku na sam koniec.