Serniko makowiec
Ciasta piekę od wielkiego dzwonu (bo jak pewnie wiecie za słodyczami nie przepadam) więc myśl o upieczeniu na bloga i makowca i sernika mnie prześladowała. Postanowiłam połączyć oba ciasta i był to strzał w dziesiątkę – serniko makowiec jest lekki, puszysty, mokry a dzięki warstwie makowej także bardzo świąteczny. Jest z tym ciastem trochę zachodu ale nie ma stresu – właściwie nie rośnie = nie opadnie, piecze się powoli i w niskiej temperaturze = nie popęka. Dodatkowo jest dobrym deserem dla bezglutenowców bo zawiera jedynie odrobinę mąki ziemniaczanej.
Serniki, makowce, serniko makowce. Tyle przepisów, każdy zachwala, że pyszne…dodatkowo teściowa daje ci przepis (tradycyjny, sprawdzony ale dla mnie za tłusty i słodki) – co wybrać? Mieszać przepisy dowolnie, nie bać się. Ja pomieszałam przepis teściowej, z propozycjami z moje wypieki i kwestii smaku…i chyba jeszcze czymś. Wyszło bez masła (zastąpiłam je 30% słodką śmietanką i olejem z orzechów laskowych), z mniejszą ilością cukru i bez rozmoczonych rodzynek (nienawidzę i wiem, że nie jestem tu sama).
Składniki (na naprawdę dużą tortownicę, 26-28cm):
masa serowa:
- 1 kg twarogu mielonego (na sernik)
- 5 jajek
- 180g cukru (ja użyłam bardzo drobnego brązowego, jeśli chcecie śnieżnobiały sernik użyjcie białego pudru)
- 100ml śmietanki 30%
- 3 łyżki mąki ziemniaczanej
- płaska łyżka esencji waniliowej (nie mylić z zapaszkiem waniliowym)
- łyżeczka skórki z pomarańczy (tylko pomarańczowa warstwa)
masa makowa:
- 250g maku
- 2 garście posiekanych bakalii (u mnie żurawiny, orzechy laskowe, migdały i 2 suszone śliwki)
- 3 czubate łyżki oleju z orzechów laskowych (poszukajcie w sklepie, jest genialny) lub stopionego masła
- 4 łyżki miodu
- 4 jajka
- 2- 3 łyżki śmietanki 30% (jeśli masa wyjdzie dużo gęściejsza od serowej)
Zaczynamy dzień wcześniej od zalania maku wrzątkiem (nie próbowałam gotowego, mielonego maku – to może być super ułatwienie, mielenie maku jest nudne, generuje straszny bałagan, to najgorsza i najbardziej upierdliwa część przepisu). Dnia następnego odcedzamy mak na sicie i gdy porządnie odcieknie mielimy 3 krotnie na najdrobniejszym sitku (klnąc pod nosem). Oddzielamy żółtka od białek i mieszamy mak z resztą składników (oprócz białek) – spróbujcie i zmodyfikujcie proporcje „pod siebie” przed dodaniem żółtek.
Ser ubijamy powoli i na małych obrotach dodając kolejno: mąkę z cukrem (nie za dużo na raz), potem skórkę (ja wlałam jeszcze odrobinę świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy), wanilię i jajka, po jednym na raz, na koniec zaś śmietankę. Gdy masa serowa będzie gotowa kończymy tę makową: ubijamy nasze 4 białka (na sztywno) i delikatnie mieszając łączymy z resztą makowego ciasta. Tortownicę smarujemy odrobiną oleju orzechowego, na spód wykładamy koło z papieru (większe niż średnica formy), zaciskamy obręcz (papier ma wystawać na zewnątrz). Boki też smarujemy olejem i wylewamy na środek łyżkę masy serowej, na jej środek łyżkę makowej i tak do wyczerpania obu rodzajów ciasta. Ciasto makowe jest nieco bardziej geste niż serowe więc kręgi idealnej zebry nie stworzą. Można jeszcze, dla lepszego wymieszania mas zrobić parę zawijasów patyczkiem do szaszłyka.
W kwestii pieczenia zaufałam metodzie z kwestii smaku, bo szukałam sernika pieczonego w kąpieli wodnej. Na dno pieca naczynie z wrzątkiem, na kratkę wyżej tortownica. 15 minut w 180°, 90 minut w 120°. Po upływie wyznaczonego czasu uchylamy piekarnik, lekko uciskamy wierzch – powinien w dotyku przypominać galaretkę. Jeśli jest zbyt płynny dopiekamy ale jeśli jest „trzęsący” to jest gotowy. Sernik studzimy w uchylonym piecu, wystudzony ląduje na noc w lodówce (dopiero wtedy ściągamy obręcz i kroimy).
Nie wyobrażam sobie, żeby to ciasto mogło się nie udać, serio. Czoch jest wypiekowym troglodytą – przykład: założył, że kilo sera + morze innych dodatków wejdzie mu do tortownicy Ø 24cm…oczywiście nie weszło (poza tym nie dolałam ciasta do pełnej wysokości bo nie wiedziałam, że nie rośnie) więc mam za niski (ale pyszny) serniko makowiec…i drugi, także za niski prostokątny serniko makowiec. Polecam zatem dużą tortownicę wypełnić prawie po brzegi (i pewnie dopiekać 10 minut dłużej w tych 120 stopniach). Oficjalnie żegnam moją fobię sernikową, sernika nie wrzucam do „proste jak konstrukcja cepa” tylko ze względu na czas przygotowywania i ilość ubrudzonych przy preparacji garów.