Pieczone papryki w oliwie
Paprykę marynowaną w spirytusowym occie dostaniemy niemalże w kiosku a już na 100% w osiedlowym sklepie tymczasem upieczonej, obranej ze skóry i zalanej oliwą można szukać ze świecą. Wielka szkoda bo w takim wydaniu jest pyszna – co nam zostaje? Odkryć najbliższy sklep dysponujący tym przetworem…lub zrobić ją sobie samemu.
Sprawa jest banalnie prosta, do dzieła! Papryki myjemy, wycieramy, lekko nacieramy oliwą i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 220°. Gdy wierzchnia strona lekko się zwęgli przewracamy paprykę na drugi bok celem uzyskania równej opalenizny (co w sumie potrwa ok 40-50 minut). Gorącą paprykę wyglądającą jak na zdjęciu poniżej wkładamy do miski, nakrywamy plastikową folią i zaparzamy.
Po kilku minutach (nie posiadający jak Autor azbestowych paluchów czekają kwadrans) odkrywamy folię i zdejmujemy skórę – odejdzie łatwiej niż ze sparzonego pomidora. Odrywamy ogonek i układamy papryki na sicie do odcieknięcia i ostygnięcia. Autor z własnego doświadczenia mówi – zalewać oliwą należy zupełnie zimne kawałki – kiedyś zalałam lekko ciepłe papryki, zamknęłam weka i bardzo się zdziwiłam gdy rano z dna szafki, do której schowałam słoik miarową strużką lał się tłuszcz…poleciał nie tylko tłuszcz a i kwiecista polszczyzna…zatem zimne papryki oczyszczamy z nasion i wewnętrznej, jasnej błony, kroimy na mniejsze kawałki i zalewamy oliwą. Dorzuciłam jeszcze kilka gałązek tymianku dla aromatu. Słój trzymam w lodówce – jeśli oliwa trochę się zetnie nic nie szkodzi – wyciągnijcie słoik z chłodziarki kilka minut przed planowanym użyciem papryki – tłuszcz upłynni się z powrotem.
Zastosowań dla tego produktu znajduję mnóstwo: do sosów, tart, zup, sałatek, dipów, czytając Czocha sami się przekonacie.