Samochodem po Tajlandii – know how
Samochód na wakacjach to niezależność i wygoda. Czemu nie wynająć go w Azji? Co wiemy o ruchu w Tajlandii? W Tajlandii obowiązuje ruch lewostronny, obowiązkowe jest zapinanie pasów, dozwolona prędkość to 90-120km/h poza terenem zabudowanym, zaś 60km/h w mieście. Większość dróg jest bezpłatnych i w dobrym stanie. Obowiązuje zakaz rozmawiania przez telefon komórkowy podczas jazdy (bez zestawu), zaś dla piwkujących do obiadu: dopuszczalny limit stężenia alkoholu we krwi to 0,5 ‰. Wystarczy polskie prawo jazdy, aby wynająć samochód. Benzyna kosztuje około 3 – 3,5zł za litr, sprzedawana jest na ogół w wersji 95 (droższa) i 91 oktanów (tańsza). Tajlandia znajduje się również w ścisłej czołówce państw z najwyższym wskaźnikiem śmiertelności w wypadkach drogowych. To suche fakty, teoria, która bez uzasadnienia w postaci przykładów praktycznych i z „drogi” daje niezbyt dobry ogląd na to, jak faktycznie wygląda poruszanie się samochodem po tym kraju.
Tak samo, tylko inaczej, czyli o jeżdżeniu na opak
Kto nigdy nie jeździł po lewej stronie może poczuć się w Tajlandii nieco zagubiony: inny styl jazdy + inna strona drogi to może być za wiele na początek. Jeśli wypożyczamy samochód w którejś z wypożyczalni na lotnisku w Bangkoku, to radzę aby wsiadł za kółko ktoś, kto z ruchem lewostronnym miał wcześniej do czynienia. Gigantyczna plątanina tras szybkiego ruchu, wiaduktów, zjazdów, obwodnic, bramek z opłatami potrafi skołować na dzień dobry. Jak jeździć „pod prąd”, trzymać się pasa i jak trudno skręca się w prawo – tego lepiej nauczyć się na spokojniejszych drogach, np. na wyspie lub na niezbyt uczęszczanej dwupasmówce. Ogólnie, nie taki diabeł straszny, jak go malują – myślę, że dziwniej czuje się pasażer, który siedzi z przodu i zamiast kierownicy ma schowek, niż kierowca, który ma inną, bardziej naturalną, gdy odwrócimy wszystko, perspektywę.
Nie masz lewej nogi, ale masz 4×4, czyli co oferują wypożyczalnie
Większość samochodów w wypożyczalniach to pojazdy z automatyczną skrzynią biegów (ach ci Amerykanie), co akurat eliminuje problem zmieniania biegów lewą ręką – mamy zatem jedno ułatwienie. Ja nie jestem przyzwyczajona do automatu, więc jedno „wyrżnięcie” w przednią szybę przy próbie wysprzęglenia na dohamowaniu zaliczyliśmy, ale znów, automat jest łatwiejszy w obsłudze i do braku lewej nogi przyzwyczajamy się szybko.
Nie żebym coś miała do poziomu języka angielskiego wśród obsługi w wypożyczalniach, ale najlepiej wynająć samochód jeszcze w domu, przez internet, i pokazać rezerwację wydrukowaną, bądź zachowaną w smartfonie.
Wydawać by się mogło, że wypożyczanie samochodu na wakacjach to jakaś ekstrawagancja i burżujstwo, jednak nie jest to wcale taka droga impreza. W zależności od klasy auta, jest to wydatek rzędu 80- 200PLN za dzień (w sieciowej, międzynarodowej wypożyczalni). Jeśli planujemy pozwiedzać, a czas mamy ograniczony, to samochód jest w sam raz. Oczywiście, teoretycznie, najszybszy jest samolot (sprawdźcie krajowe połączenia Air Asia, planując trasę). Samochód jednak, po pierwsze, wszędzie dojedzie, po drugie wyjdzie jednak taniej, niż kilka, kolejnych lotów wewnątrz krajowych. Pociągi i autobusy, choć też mają swój koloryt, przegrywają w kategorii prędkości przemieszczania się.
Kierowcę z Europy może zdziwić bardzo bogaty wybór pick upów i SUVów…gdy tylko zjedzie z głównej trasy, dziwić go przestanie. Im samochód większy, tym droższy, my chcieliśmy mieć auto aż przez 18 dni, więc zdecydowaliśmy się na małą, miejską, hondę Brio Amaze.
Nasz krążownik szos, czyli „zip” vel „Briożka” i top gear challenge
Kto wymyślił czarny lakier i ciemno beżowe (nie, nie chłodzone i wentylowane) skajowe siedzenia w aucie, które ma jeździć w tym klimacie, smaży się w piekle (lub reinkarnuje się w karalucha, mam nadzieję). Design i osiągi…jaka honda jest, każdy widzi. Ani to specjalnie ładne, ani szybkie (automat też polotu silnikowi nie dodaje), toczy się jednak, pod górę nieco „zipie”, stąd pierwsza ksywka dla naszego, tajskiego samochodu. Doceniliśmy jednak małą hondę podczas jazdy malowniczą trasą 105, wzdłuż granicy z Birmą, gdy byliśmy jedynym „nie pickupem” na górskim szlaku. Dlaczego krajową drogę nazywamy górskim szlakiem? Kolejna sprawa: standard drogi. Jedziesz szeroką dwupasmówką, której nagle zaczyna brakować asfaltu, która czasem z drogi 6 metrowej szerokości, zmienia się w wąską ścieżkę pośród dżungli, pełną dziur, resztek nawierzchni i ubitej, żłobionej koleinami, przez spływające z gór potoki, glinianą ślizgawkę. Tak, to cały czas opis jednej i tej samej drogi krajowej, o drogach jednak później. Wracając do „Briożki”, niczym panowie z top gear byliśmy dumni – dostaliśmy przeciętny, nie przystający do warunków samochód, który bohatersko dał radę, i po tej przeprawie patrzyliśmy na naszą małą hondę już jedynie z sentymentem i sympatią.
Co jeździ po drogach i dlaczego pick upy?
Jeśli miałabym wskazać jeden samochód, symbol motoryzacji w Tajlandii to bezsprzecznie byłaby nią Toyota Hillux (w rozmaitych rozmiarach, rocznikach i wersjach). Oczywiście, w Bangkoku czy Chiang Mai mamy mnóstwo limuzyn, aut miejskich, mniejszych i większych sedanów, ale statystycznie, na trasie, pickupów jest najwięcej, a hillux jest ich królem. W Tajlandii, poza przypominają szarżującą plagę szarańczy masą skuterów, uderzył nas brak tzw. „białych dostawczaków”.
Jeśli przewozisz bardzo dużo towaru używasz ciężarówek, jeśli nieco mniej – funkcję towaro/osobo/dostawczą spełniają pickupy. Co można przewieźć pickupem? Łatwiej chyba spytać czego nie można?
Bazowo, pickupem można przewieźć na pace kilka osób, skuter, różne pakunki. Kiedy jednak zamontujemy na pakę takie oto rusztowanie, możliwości załadunkowe naszego pickupa zwiększają się co najmniej sześciokrotnie.
Co to jest maksymalna, dopuszczalna ładowność? Jest to ładowność, która umożliwia samochodowi poruszanie się i nie tarcie podwoziem o asfalt. Przyjmując tę definicję na pickupa można zatem załadować, przykładowo:
- zestaw wypoczynkowy do salonu + sąsiada, który pomoże nam fotele przytrzymać podczas jazdy
- krowę, młodą, ale jednak całkiem sporą krowę
- bardzo, ale to naprawdę bardzo dużo kapusty (jeśli użyjemy odpowiedniego systemu linek ośmiorniczek i plandeki)
- właściwie cały swój, trudny do bliższego zidentyfikowania, dobytek, gdy zmieniamy dom…a, właśnie…
- pickupem możemy przewieźć także mały domek, taki np. kiosk!Jacy są tajscy kierowcy pick upów? Ano tacy, jak kierowcy polskich dostawczaków, czyli ciut szaleni i nieprzewidywalni, ciut bucowaci, a ponadto hołdujący zasadzie, że oto jam jest król szosy, czyli oczywiście:
- będę jechał lewym (w tym wypadku prawym) pasem, i nie zjadę ci, bo nie.
- Nie będę jechał za ciężarówką, i choć wyprzedzenie jej zajmie mi dużo czasu (no bo przecież wiozę krowę lub kiosk), to nie zjadę ci, bo nie. A jak już wyprzedzę to też nie zjadę, bo nie.
W Tajlandii nie ma zakazu modyfikowania świateł ani umieszczania na samochodach dodatkowego oświetlenia, więc pick up często będzie jeszcze w nocy świecił jak choinka, podświetlony diodami, lampkami, listwami LED itp. Samochody osobowe miewają podświetlane podwozie, niebieskie kierunkowskazy, jednak mistrzami „tuningu optycznego” są ciężarówki.
Heavy duty, czyli ciężarówki
W Tajlandii raczej nie uświadczymy 18 kołowych, amerykańskich TIRów, znajdziemy raczej (albo ładnie albo stare i źle utrzymane) klasyczne ciężarówki, prawie zawsze z dodatkową przyczepą, prawie zawsze z „łysymi oponami”, i załadowane tak, że masz obawę, czy zaraz się na ciebie nie stoczą, lub czy nie dostaniesz kokosem lub innym towarem, który może ze szczytu przyczepy spaść.
Tajskie ciężarówki mają jednak coś wspólnego z amerykańskimi – ozdoby. Same ciągniki, ale też i przyczepy są często pięknie chromowane i malowane, dekoracje spotkamy też na chlapaczach, zaś przód samochodu nierzadko ozdabia około 30 extra lusterek, do tego podświetlane, plastikowe ludziki Michelin i ciekawa, dodatkowa instalacja świetlna, a niekiedy także dźwiękowa.
Kierowcy ciężarówek to zawodcy, nie chcą ani siebie, ani nikogo innego zabić, chcą również bezpiecznie dowieźć towar. Przyznam, że sposób jego zabezpieczenia czasem temu przeczy, ale naprawdę są to jedni z rozsądniejszych użytkowników dróg. Zjadą gdy wyprzedzasz, migną kierunkowskazem, że można wykonać manewr, gdy zza nichnie widzisz…i w sumie ciąży na nich tylko jeden grzech: zamiłowanie do wyprzedzania innych ciężarówek. Obserwujesz te wyścigi ślimaków, no, po prostu prawdziwe starcie tytanów, gdy jeden objuczony kolos z mozołem usiłuje przegonić drugiego, i tak co chwilę, bo przecież jadę o 3km/h szybciej od tej drugiej ciężarówki…a pasy są tylko dwa. Ciężarówek jest na drogach bardzo dużo, ich ruch wzmaga się wieczorem, i takie większe natężenie ciężkiego transportu sprawia, że jazda po zmroku do najprzyjemniejszych (i najszybszych) nie należy.
Jednoślady, czyli dasz radę przewieźć to sam
Tajowie, jak wszyscy Azjaci, rodzą się na skuterze, i nawet jeśli potem mają samochód, to i tak wciąż jeżdżą na skuterach, szczególnie na krótkich trasach, między miejscowościami. Nie da się porównać jazdy w Tajlandii, z taką chmarą skuterów, do żadnego miejsca w Europie. Rzym? Palermo? Wolne żarty, tam po pierwsze skutery przestrzegają (tak, w porównaniu przestrzegają) przepisów, po drugie jest ich znacznie, znacznie mniej…a kierujący nie jeżdżą na jednym skuterze w 5 osób, nie jeżdżą poboczem pod prąd (samochody też to robią), nie przewożą np. zderzaka do pickupa, stada kur w klatkach, 6 metrowej długości bambusowych tyczek i innych, równie ciekawych rzeczy.
Muszą mi państwo w większości, niestety, uwierzyć na słowo, bo z samochodu trudno się robi zdjęcia wolniejszym, jakby nie było, skuterom. Skutery mają też brzydką właściwość przeciskania się w korkach, tworząc pierwszą linię na światłach. No niby super, ruszają chmarą pierwsi, z werwą, ale jadą z małą prędkością, i za chwilę znów ich trzeba wyprzedzać.
Do kategorii jednośladów, mimo, iż technicznie zostawiają ślady dwa, zaliczyłabym tez wszystkie motocykle z koszem, kuchnie na kółkach, tuk tuki (trójkołowe taksówki), śmieszne konstrukcje przypominające mix harleya z kosiarką…to po prostu trzeba zobaczyć…
Drogi, czyli jak to się stało, że jechaliśmy autostradą, a szorujemy lusterkami po drzewach
Tajlandia w budowie, czy w ruinie? Takie pytanie można sobie zadać, poruszając się po tajskich drogach, no bo ile może być remontowanych tras, na raz? Dużo, za dużo…mam nadzieję, że kiedy wrócimy (a na pewno wrócimy) to te wszystkie nowe drogi będą skończone. Jaaaasne…jest upał, pracuje się ciężko (szczególnie jako operator walca, lub maszyny lejącej asfalt), ale prawdziwą zmorą na tajskich trasach są właśnie remonty. Jedzie sobie człowiek te 120km/h, ma do przejechania jeszcze 100km do celu, a tu nawigacja google mówi: 2,5 godziny…że co? No niestety, wujek google widzi remonty, i tylko nas uprzejmie uprzedza. Mijanki, zwężenia, to jest norma. Myśli sobie człowiek „z Polska”: ależ oni intensywnie budują, wow! Guzik, budują dużo, ale wcale nie tak intensywnie. Prosty przykład: jedziemy na naszą „plażową” wyspę, przedzieramy się promem. Z promu roztacza się widok na piękny, nowoczesny most. Widać, że oddadzą go niedługo, bo roboty na finiszu, wystarczy połączyć ostatnie nitki asfaltu ze sobą. Pytaliśmy potem naszego, poznanego na miejscu, europejskiego „lokalesa” ile jeszcze potrwa zabawa z mostem, on na to: most mieli oddać 3 lata temu…i tak właśnie wyglądają remonty.
Gdzie by człowiek nie jechał, każda trasa stanie się, prędzej czy później, drogą AH1 lub AH2, lub jedną, i drugą na raz. Magicznie, wszystkie drogi stają się ogólnokrajową autostradą…nieważne, patrz na znaki (bo są ok) i przestań się dziwić. Nie dziw się także, kiedy trasa w europejskim standardzie (2 lub 3 pasy, szerokie pobocze, pas zieleni między kierunkami ruchu, latarnie) zmieni się nagle w coś, co nazwałabym „drogą lokalną” – to też jest powszechne. W Tajlandii nie ma europejskich norm, nie ma nakazów, które na czas remontu, wymagają zamknięcia trasy, super oznaczenia. Nie, jedziesz, jest znak (pomarańczowe tło, czarny sanskryt = kłopoty), jest zwężenie, potem jest mijanka, nie ma asfaltu, w sumie to nie ma drogi, ale to jedyna trasa z punktu A do B, więc czuj się poinformowany, że jest, jaka jest, no i oczywiście miej pick upa…bo droga jest, jaka jest. Zastanawiasz się, czy za te wszystkie kamyczki, które uderzają w karoserię wypożyczalnia ci extra policzy? Czy będą extra koszty za zdemolowane zawieszenie? Spokojnie, wypożyczalnia nie policzy. Sami wiedzą, jakie mają drogi…
Zasady ruchu drogowego
Uwzględniamy oczywiście, te ogólnie przyjęte, pamiętając o ruchu lewostronnym. Tajowie naprawdę z grubsza, respektują takie rzeczy jak pierwszeństwo, czerwone światła itp. Robią to oczywiście ciut na swój sposób. Przykłady? Większość ogromnych skrzyżowań ma licznik, pokazujący ile zostało sekund do zmiany świateł – pamiętaj, zatem że „za 9 zielone” ruszają skutery, a „za 7 zielone” ruszają wszyscy. Pamiętaj, że cokolwiek chcesz zrobić, musi to być po prostu czytelne dla innych, więc zadbaj o to, żeby twój planowany manewr taki był. Pierwszeństwo często ma ten najbystrzejszy, lub najbardziej klarowny w swoich zamiarach. Jeśli planujesz się włączyć do ruchu, po prostu to rób, powoli, ale rób, bo czekanie aż ktoś cię wpuści nie ma sensu. Sens ma technika, którą ochrzciliśmy mianem „na węża”, czyli powoli wślizgujesz się ze swoim zamiarem, i nieważne, czy jest to próba przejścia przez ulicę (piesi nie mają na tajskich drogach żadnych praw), czy wyjazd z podporządkowanej lub skręt w prawo – rób to powoli, metodycznie, i nie rezygnuj nagle ze swojego zamiaru – wszyscy cię widzą, naprawdę nie planują zamordować – bądź konsekwentnym wężem.
Śmiertelność i wypadki
Statystyka jest nieubłagana, ale naprawdę nie wynika z tego, że większość tajskich kierowców to idioci, większość pieszych to skryci samobójcy, a większość dróg to poligon. Wynika to raczej z fantazjyjnego ładowania pickupów i skuterów towarem i ludźmi. Pomyślmy…10 osób na pace pick upa? Jak to się skończy przy zderzeniu? 5 osób na skuterze…jak to się skończy przy zderzeniu? Wiozę fotel, bambusowe tyczki, skuter i teściową na pace…jak to się skończy przy zderzeniu? Przechodzę przez ruchliwą ulicę, ale naglę staję, żeby odebrać dzwoniącego smartfona – jak się zachowają inne „węże”, gdy nagle zmienię swoją prędkość? Podczas 3 tygodniowego tournee, po pokonaniu ponad 5000 km po tajskich drogach, wzdłuż i wszerz, widzieliśmy raptem 3 wypadki: ciężarówka wpadła do rowu, dwóch gości nie zachowało odstępu i jeden wjechał drugiemu w d…, oraz koleś, osobówką wpierdzielił się w witrynę sklepu. Tajlandia nie jest krainą drogowego zła, myśl, patrz i uważaj, to chyba złoty środek. I unikaj Bangkoku, bo poruszanie się po tym mieście, to naprawdę wyższa szkoła jazdy, szczerze nie polecamy.
Konkluzja, czyli czy warto poruszać się samochodem po Tajlandii?
Warto, jeśli nie boisz się własnego cienia, jeśli nie jesteś ciapą drogową i szybko adaptujesz się do nowych warunków. Jeśli masz refleks, potrafisz myśleć za innych, to tak, warto. Natomiast jeśli trąbią na ciebie nawet na niemieckiej autostradzie i na parkingu w markecie, to odpuść sobie, po prostu nie przystajesz do kolorytu, nic w tym złego, ale po co psuć sobie wakacje drogowym stresem? Serio, jeśli jesteś kiepskim kierowcą, i sam o tym wiesz, nie wypożyczaj samochodu w Tajlandii, bo osiwiejesz, wyłysiejesz i zapomnisz, że przyjechałeś odpocząć. Oceń swoje umiejętności, i wyluzuj…jak pan pieseł…zimny łokieć 😉