O marnotrawstwie żywności
W naszym, zresztą właściwie w każdym, kręgu kulturowym wyrzucanie jedzenia jest moralnie naganne. Wyrzucić chleb? Każdy ma te biedne dzieci z Afryki przed oczyma. Jak mawiał Adaś Miauczyński w Dniu Świra „moja żona, była żona, ciągle chleb wyrzucała…gdy tymczasem miliony głodują na świecie”. Niby każdy z nas rozumie, że nie należy kupować ponad potrzeby…ale teraz przyznajcie się: ile jedzenia wyrzuciliście w ciągu ostatniego miesiąca? W markecie grzebiecie między półkami omijając rzeczy, którym kończy się data ważności? Wybieracie zawsze najładniejsze, symetryczne warzywa? Mieliście kupić 1 jogurt ale była promocja więc kupiliście dwa, większe…i ten drugi oczywiście w końcu wylądował w koszu? Słyszeliście państwo o dość radykalnym ruchu „freegan”? Nie, to nie kolejna odmiana wegetarianizmu – to ludzie żywiący się w mniejszym lub większym stopniu tym, co znaleźli na śmietniku. Idiotyczne? Hipsterskie? Dziś w zakupowym know how rzecz o marnowaniu jedzenia.
Jedzenie produktów ze śmietnika, całkiem instynktownie, wydaje nam się obrzydliwe, nawet jeśli produkty te są hermetycznie zapakowane a ich termin przydatności do spożycia nie minął. Freeganie mogą być postrzegani jako eko świry – mam uczulenie na wszelkie ekstremizmy więc i do tego podchodzę z rezerwą. Freeganie jednak, poprzez swoje kontrowersyjne zachowanie, medialnie zwrócili uwagę na ogromny problem marnotrawstwa jedzenia na świecie. Oczywiście, nie mam zamiaru nawoływać do zbawiania wszechświata, raczej do pracy u podstaw, aby małymi krokami, lokalnie powrócić do normalności.
Czy wiecie państwo, że jeden supermarket wyrzuca codziennie około 45 kilogramów zdatnego do spożycia, ważnego jedzenia? W skali Unii rocznie wyrzuca się 90 mln ton jedzenia. Z badań przeprowadzonych przez CBOS w 2005 roku „Upodobania kulinarne, nawyki żywieniowe i zachowania konsumenckie Polaków” wynika, że wyrzucanie żywności częściej zdarza się ludziom młodym, dobrze wykształconym, mieszkającym w wielkich miastach. Wyraźnie też powiązane jest z poziomem wysokości dochodów i oceną własnych warunków materialnych – im one lepsze, tym częstsze takie deklaracje.
Dlaczego żywność, której kończy się data przydatności do spożycia jest usuwana z półek i wyrzucana na śmietnik? Czemu warzywa lekko obite, niewymiarowe są (jeśli w ogóle trafią do sklepu) odrzucane, chowane przed konsumentem – bo i tak ich nie wybierze. Wpadamy do sklepu o 21 i co? Pełne półki pieczywa! Pamiętacie państwo jak ciężko kiedyś było kupić chleb wieczorem? Oczywiście, że nie – musi być wszystko, zawsze i w pełnym asortymencie.
Można powiedzieć, że supermarkety mają chorą politykę…ale czy nie podyktowaną naszymi chorymi, konsumenckimi zwyczajami? Kupujemy za dużo, bez sensu i bez planu co z tymi zakupami zrobić. Mnóstwo jest opracowań i filmów dokumentalnych o tym, jak marnowana jest żywność, polecam choćby dowolną odsłonę Global Food Report z ostatnich lat. Odwiedźcie państwo takie strony jak imeche.org czy ipfri.org – to pokazuje problem globalnie. Polecam niemiecki dokument „Taste the Waste” – ukazuje problem głównie z perspektywy UE. Polski portal niemarnuje.pl też warto przejrzeć. Przestaliśmy szanować jedzenie i to jest fakt.
Co zrobić aby nie marnować? Kilka prostych zasad, które Czoch od jakiegoś czasu stosuje, i z dumą muszę powiedzieć, że w ciągu ostatniego miesiąca wyrzuciłam garść zeschniętej rukoli i pół ogórka, który zamarzł przyklejając się do tylnej ścianki lodówki.
1. Czytaj ze zrozumieniem i próbuj
Na opakowaniach produktów spożywczych mamy dwa rodzaje informacji, poprzedzających datę: „należy spożyć do” i „najlepiej spożyć przed”. Ten drugi oznacza datę minimalnej trwałości, czyli taką, do której prawidłowo przechowywany produkt zachowuje pełnię swoich właściwości. Po tym terminie kasza, ryż czy makaron nadal będą ok. Pomidory z puszki czy inny tuńczyk także. Nie warto zatem spróbować, zanim się wyrzuci? Nie namawiam oczywiście do konsumpcji zepsutego jedzenia ale czy naprawdę nie warto otworzyć jogurtu ważnego do wczoraj? w 99% przypadków będzie dobry – przecież daty podawane są z maksymalnym poziomem bezpieczeństwa dla producenta. Jabłko zaczyna się marszczyć i kurczyć? Upiecz, wyciśnij sok, użyj jako farsz do pieczeni – nie trzeba od razu wyrzucać.
2. Zaplanuj zakupy
Nie mówię tylko o papierowej lub smartfonowej liście zakupów (to podstawa – znasz przecież wszystkie marketowe sztuczki na napchanie twojego koszyka). Usiądź i zastanów się co zjesz, z kilkudniowym wyprzedzeniem. Wiesz, że masz zabiegany tydzień i obiady na mieście są prawie na 100%pewne? Nie kupuj surowego mięsa czy ryb – nie będziesz miał czasu ich przygotować, co więcej, zjadając wielki obiad w knajpie nawet nie będziesz wieczorem na tyle głodny. Chcesz schudnąć więc kupujesz owoce i warzywa, których nie lubisz, potem i tak zjesz jakieś świństwo…a zakupione produkty będą dogorywać aż w końcu wylądują w koszu. Może warto pomyśleć o mrożonkach lub małych puszkach jeśli dopiero do warzyw się przekonujesz? Planowanie menu ma korzyść nie tylko dla naszych zadków (w ten sposób mniej kupimy i zjemy) ale i dla portfeli – najgłośniej na ceny jedzenia narzekają ci, co je ciągle wyrzucają.
3. Zamrażaj i przerabiaj
Była promocja więc zamiast dwóch kotletów kupiliście wielki, prawie 2kg schab. Zróbcie sobie te dwa, planowane schabowe, resztę mięsa zamróźcie (pokrojone na kotlety) albo upieczcie – pieczeń może leżeć w lodówce dużo dłużej niż surowe mięso. Zamrażarka to cudowny sprzymierzeniec w walce z wyrzucaniem. Jesz mało pieczywa? Zamrażaj. Pokrojony przed mrożeniem na kromki chleb + kilka minut na suchej patelni grillowej po wyjęciu z chłodni = chrupiące, ciepłe pieczywo każdego ranka, bez dymania przez śniegi do piekarni. Zamrażajcie rosoły, zupy, potrawki, bigosy, farsze. Róbcie pikle, kiszonki, przetwory – kiszenie, pasteryzowanie konserwuje. Nasze babcie potrafiły a my nagle nie umiemy?
4. Kupuj lokalnie i sezonowo
Ok, zimą ulegam czasem pokusie pomidora, szparagi zaś powoli śnią mi się po nocach ale generalnie staram się kupować polskie owoce i warzywa (o ile oczywiście jest to możliwe – nie znajdę przecież polskich kokosów czy mango). Nie kupujcie holenderskich truskawek czy włoskich szparagów zimą, egipskich młodych ziemniaków w marcu. Zapomnieliśmy już co to znaczy czekać aż rozpocznie się sezon na X. Nie możecie się doczekać? Wybierzcie polskie mrożonki lub przetwory. Ja czekając na nowalijki, wspomagam się mrożonym groszkiem, fasolką, szpinakiem i pomidorami z puszki (i budzę się w nocy z powodu szparagów). Przestaliśmy chodzić na bazary i targi, tak, ja też pracuję do późna ale od czego jest sobota? Wcinamy warzywa marketowe, pochodzące z całego świata, dojrzewające na statkach i nie potrafimy już nawet docenić smaku tych w pełni dojrzałych, słonecznych produktów w szczycie ich sezonu. Może warto wrócić do starych nawyków?
5. Nie wpadaj w świąteczną manię obżarstwa
Spotykamy się rodzinnie, przy wspólnym stole – umówmy się z wyprzedzeniem jaką potrawę kto przygotuje. Nie potrzebujemy 9 ciast, 5 pasztetów, 8 sałatek jarzynowych i 4 żurków. Jemy to wszystko w święta, jemy po świętach aż w końcu mamy dość…najpierw zamrażarka, potem przy rozmrażaniu jej – kosz. Okazją nie jest paleta 30 jaj czy 5kg białej kiełbasy w super cenie. Prawdziwa oszczędność to przygotować tyle jedzenia by nie wyrzucać – pomyślcie proszę o tym przed świętami, skoro są tuż za pasem.