Tajskie, czerwone curry z wołowiną
Kremowe, kokosowe, słodko słone, z odpowiednią dawką ostrości. Idealny, zimowy comfort food lub wspomnienie orientalnych wakacji. Pachnące, sycące i bardzo aromatyczne.
Składniki (na 4 porcje):
- 400g wołowiny (pręga, antrykot, zrazówka)
- 1 duża cebula
- 150g fasolki szparagowej
- 1 mała, czerwona papryka
- ząbek czosnku
- łodyga trawy cytrynowej
- 2 grube plastry imbiru
- 330ml (puszka) mleka kokosowego
- 3 czubate łyżeczki pasty Nam Prik Pao
- 3 liście limonki kaffir
- 1 duży pomidor
- 3-4 łyżki sosu rybnego
- 2-3 łyżeczki cukru
- łyżeczka płatków chilli
- łyżka oleju do smażenia
Na początek kilka słów o mięsie. Można oczywiście wybrać do przepisu polędwicę czy rostbef – skróci nam to czas przygotowania dania lecz niesie ze sobą też dwie pułapki: po pierwsze – nie da się dania odgrzać, bo przeciągnięte, delikatniejsze kawałki mięsa zrobią się twarde. Po drugie…można po prostu przeciągnąć mięso podczas przygotowania. Wyróżniłabym nawet trzecią pułapkę – mięso nie zdąży przeniknąć smakiem sosu tak dobrze, jak podczas duszenia. Azjaci niespecjalnie się przejmują miękkością mięsa w daniu, ja jednak nie lubię „podeszwowatej” wołowiny, wybieram zatem kawałki tańsze, twardsze i pozwalam im na pełne nasycenie się aromatyczną bazą.
Mięso kroimy w cienkie paski, w poprzek włókien, marynujemy w łyżeczce oleju, łyżeczce sosu rybnego i płatkach chilli. Nacieramy i zostawiamy na blacie na minimum 15 minut.
Teraz pasta. Tu na początek dobra wiadomość – jest świetny gotowiec ze słoika. Nazywa się nam prik pao i jest to (jak na orientalne standardy) bardzo prosta pasta, z niewielkiej ilości składników. W paście znajduje się olej, suszone chilli, szalotki, czosnek, tamaryndowiec, sos rybny, cukier i suszone krewetki. Jeśli chcemy pastę przygotować sami, to bierzemy jakieś 10-15 suszonych, czerwonych papryczek (niezbyt ostrych i bez pestek), łyżkę cukru, 2 szalotki, 3 ząbki czosnku i łyżkę suszonych krewetek (lub płaską łyżeczkę pasty krewetkowej) i rozdrabniamy w robocie. Gdy składniki są z grubsza posiekane dolewamy sos rybny (2 łyżki) i olej (ok. 4 łyżek) i łyżeczkę rzadkiej pasty tamaryndowej (czyli takiej już rozprowadzonej z wodą) i miksujemy aby uzyskać konsystencję gładkiej pasty.
Cebulę kroimy w piórka, fasolkę na kilka mniejszych odcinków, paprykę w paski. Można oczywiście modyfikować warzywa – dodać pędy bambusa czy azjatyckie bakłażany. Dla mnie fasolka i papryka to idealny duet w tym daniu.
Bierzemy duży garnek z nieprzywierającym dnem, rozgrzewamy na maxa i obsmażamy mięso – ma się tylko ściąć. Mięso przekładamy do miski. Na dno garnka (nie myjemy, chcemy odkleić te pyszne resztki) olej i cebula. Gdy cebula się zeszkli dorzucamy imbir, zgnieciony czosnek i połowę pasty. Chwilę smażymy, wrzucamy trawę cytrynową, obsmażone mięso, dolewamy jakieś 250ml wody, łyżkę sosu rybnego i dusimy na malutkim ogniu, pod przykryciem, aż wołowina będzie miękka.
Gdy mięso jest już prawie dobre dorzucamy pomidora (lub dwa mniejsze, może być też pomidor z puszki), liście limonki, wlewamy mleko kokosowe i dokładamy resztę pasty. Gdy pomidor się sparzy i wstępnie rozpadnie wrzucamy fasolkę, doprawiamy sosem rybnym i cukrem. To curry jest kokosowo kremowe, słodko słone, umiarkowanie ostre zatem śmiało poczynamy sobie z sosem rybnym i cukrem, można dodać więcej pasty dla aromatu (nam prik pao nie jest przesadnie ostra)…a jak ktoś chce wersję bardzo płomienną, to dokłada teraz 2 malutkie, tajskie papryczki.
Na sam koniec dorzucam paprykę, bo lubię gdy jest jędrna i chrupiąca. Jeśli wolicie warzywa super miękkie, to trudno 🙂 Przeciągnijcie fasolkę i rozgotujcie paprykę. Ja jednak uważam, że kuchnia tajska to warzywa al dente (fasolka) a paprykę właściwie podgrzewam tylko w sosie.
Danie serwujemy z białym ryżem lub z jajecznym makaronem, pokropione sokiem z limonki i posypane obficie kolendrą (jak ktoś kolendry nie lubi to świetna wiadomość – jest to danie tajskie dla niego – w samym sosie kolendry nie ma).